wtorek, 27 grudnia 2011

Matematyka nożna

Dawno żaden film nie wywołał u mnie takiej reakcji jak Moneyball (ważna informacja dla Pań: gra w nim Brad Pitt, więc może warto rozważyć choćby z tego powodu wspólny seans). Na całe szczęście miałem komu ją okazać i nie było mi głupio, że moja twarz wyraża jedno wielkie WOW!.

Choć film opowiada prawie prawdziwą historię jednego z najsłynniejszych menadżerów drużyny baseballowej, a ja o tym sporcie wiem tyle co nic, to historia wciągnęła mnie od początku do końca. Jest na tyle uniwersalna, że od razu nasuwały mi się odniesienia do sportu, który rozumiem i czuję dużo bardziej, czyli piłki nożnej. Mówiąc w ogromnym skrócie, menadżer Billy Beane chcąc ratować swój klub, z którego masowo odchodzą największe gwiazdy, sięga po pomoc człowieka, który na baseball patrzy z zupełnie innej perspektywy, niż dotychczasowi doradcy. Tym gościem jest ekonomista z wykształcenia i pasjonat baseballowych analiz. Wspólnymi siłami, mozolnie budują drużynę, która stopniowo gra coraz lepiej, zgodnie z prognozami wynikającymi z zastosowanych algorytmów.


Zadziwiło mnie to, jak bardzo film odzwierciedla moje niegdysiejsze osobiste przemyślenia na temat stosowania podejścia analitycznego w piłce nożnej. Choć w piłce nożnej jest o wiele mniej powtarzających się sytuacji niż w baseballu czy siatkówce, to wydaje mi się, że można w jakiś sensowny sposób analizować poczynania piłkarzy.
Weźmy dla przykładu Gol Rooneya z ostatniego finału Ligi Mistrzów. Skąd wzięła się ta bramka? Barca straciła piłkę po aucie blisko swojej bramki. Pamiętam jak w tamtej chwili krzyczałem do telewizora, żeby MU "wsiadło" na Barcę. Łatwo policzyć, że aż 8 piłkarzy MU przeniosło się w tamten rejon boiska, aby powalczyć o tę właśnie piłkę. Rzeczywiście w tej akcji im się powiodło, a Barca nie mogła zbyt wiele zrobić. Osobiście ciekawi mnie, jaki w przybliżeniu procent strat piłki w tym rejonie boiska po wyrzucie z autu kończy się bramką. Być może takie prawdopodobieństwo empiryczne, uzyskane na podstawie danych historycznych mogło by pozwolić skonstruować pewne nakazy bądź zakazy dla drużyny. Podany przez mnie przykład jest banalny, podobnie jak utarty zwrot, żeby "nie grać przez środek". Są to wskazówki, które są wynikiem na tyle czytelnych doświadczeń, które łatwo przeanalizować "gołym okiem" i przekazywać piłkarzom.

Moim zdaniem, podobnie jak Billy Bean dobierał zawodników znakomitych w wąskiej specjalności, ale za to potrafiących zdobywać bazy, tak piłka nożna powinna wykrystalizować podstawowe cele i szukać metod ich osiągania przy wsparciu aparatu matematycznego.

Ciekawym przykładem jest pomysł, jaki zaproponowali matematycy z jednego z uniwersytetów w Londynie. Postanowili oni zastosować teorię grafów do wyznaczania centralnych (czyli w pewnym sensie kluczowych) zawodników kilku wybranych reprezentacji (traktowanych jako sieci) podczas Mistrzostw Świata w 2010 roku. Wszystkie niezbędne dane pozyskali z oficjalnej strony FIFA, która udostępniła statystyki. Centralny zawodnik wyznaczany jest na podstawie liczby podań pomiędzy zawodnikami drużyny. Analiza pozwoliła również znaleźć pewne wytłumaczenie słabych występów Fernando Torresa w turnieju. Uwagę matematyków zwróciło nierównomierne rozłożenie liczby podań pomiędzy angielskich napastników, dzięki czemu łatwiej ustawić obronę pod otrzymującego średnio trzykrotnie więcej podań Rooneya.

Matematycy podjęli się próby przewidzenia wyniku spotkania finałowego. Z analizy wynikało, że powinna wygrać Hiszpania, więc w tym przypadku mieli rację.

Temat, choć ciekawy, wydaje się być w Polsce jeszcze melodią przyszłości i pewnie sporo czasu upłynie, zanim nasi trenerzy wyrażą chęć zatrudnienia w swoim sztabie matematyka. Ciekawi jednak sam fakt naukowego podejścia do sportu i być może warto jeszcze o tym pomyśleć.. ;)

Więcej o filmie wraz z komentarzem dziennikarza piłkarskiego, na blogu Rafała Steca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz