czwartek, 1 listopada 2012

Jazzoween

Od kilku dni męczy mnie balonik, który nadmuchiwany jest tchem ludzi światowych, podążających za nowoczesnością. Każda z tych osób dmucha równo - HA - w takt, jakby wypowiadając - LLO -  pozornie nic nie znaczące głoski - WEEN - aż balonik zaczną widzieć wszyscy.Więcej nie chcę mówić, bo szkoda czasu na coś, co jest bezużyteczne.

Zaduszki jazzowe


W moim odczuciu tradycją godną odnotowania, nie licząc spraw duchowych, jest jazzowanie. Tradycja jazzowych Zaduszek jest w Polsce bardzo bogata i sięga lat 50 poprzedniego wieku. Dlaczego Zaduszki? Jest to jeden z kilku okresów w roku, kiedy przyjeżdża się do rodzinnego miasta, spotyka się ze znajomymi i jest okazja do wspólnego grania. Ten prozaiczny powód i regularność muzycznych spotkań przyjęła się w naszym kraju bardzo dobrze i jest kultywowana od lat w wielu miejscach. W tym czasie odbywają się również msze jazzowe w intencji zmarłych muzyków a w kościele rozbrzmiewają dźwięki melancholijnego jazzu.


Ja w tym roku również wspominam zmarłego kilka lat temu świetnego basistę - Steve'a Logana. Informacja o śmierci dotarła do mnie dopiero po kilku latach, co wprawiło mnie w osłupienie, bo pomimo doskonałego dostępu do źródeł informacji, ta informacja do mnie nie doszła. Logan był cenionym na świecie muzykiem, grał między innymi w zespołach Arethy Franklin, czy Johna Scofielda.


Z Loganem zetknąłem się podczas międzynarodowej trasy zespołu Walk Away (K. Zawadzki, D. Szabo, S. Logan, E. Marienthal, M. Birta), w ramach której gościli w Toruniu. Kapitalny koncert zmusił mnie wręcz do zdobycia autografów na płycie F/X, która swego czasu została nominowana do jazzowej płyty roku 1995 w konkursie Fryderyków. Niestety był to jeden z ostaniach autografów Logana. Kilka miesięcy po tym koncercie zmarł w swoim mieszkaniu w Krakowie.


Przy okazji czasu zadumy warto pomyśleć o artystach, których już dzisiaj z nami nie ma.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz